środa, 30 grudnia 2015

bezcen.

Każdy chciałby mieć za bezcen.
Szukasz sam ideału, bo masz dość tego co nie chcesz.
Fajnie jakby wszystko miało tylko plusy,
Jakby bylo kolorowe, na szare jestesmy głusi.
Tak samo z ludźmi, patrzysz im na ręce
I choć mogą Tobie oddać wszystko, Ty chcesz czegoś wiecej.
Jak to jest być docenionym?
Pytam bo nie wielu ludzi jest tak ocenionym.
Wiesz dobrze, że nie docenisz póki  nie stracisz.
Można latwo w obcych odwrócić przyjaźń braci.
Na prawde nie czujesz, że stoisz wciąż  na minie?
Skurwysynie, ona wybuchnie - każdy kiedys zginie.

A jakby tak swoje życie ulepszać dla innych,
Cieszyc się z porażek, kiedy jesteś nawet winny?
Nie liczyć ciągle hajsu, tylko zacząć go wydawać,
Smakować życie, chwilami sie zabawiać.
Poczuć jako ból słone łzy dziecka,
Pomyśleć o swej miłości, całą noc nie przespać.
Popijać kawę w kuchni, rozmawiajac z Bogiem,
Dziękując że takie życie trafilo sie Tobie?


wtorek, 29 grudnia 2015

jestes.

Nagość szyta na miarę.
Brak jakichkolwiek gestów.
Czerwona osobowość.
Garnitur mocno skrojonych mysli.
Mysli o sobie
...bo priorytety ma.

Uczucia w cieniu.
Zlodowaciała dusza, pęknięta na pół.
Hipokryzja na scenie, gdy kurtyna opuszczona
zostaje ból i niesmak.

Skóra biała, zmarszczona.
Siwy wiatr...
Wnukom wyspowiadasz się z błędów.

środa, 23 grudnia 2015

anomalia.

Zaschnięty strup krwi czarnej,
Zasuwa kroplą ku glebie.
Osocza, nić z żył niebieskich,
Zśiniałe trzewia, ktore rozum zjada.
Suchość ust. Pęknięcia skóry.
Zima pochłania zdrowe tkanki.
W najbielszej z pościeli płatków snów sie kładzie.
Zasypia.
Nie śni. Tyle marzeń sennych już wypiła.
W szarfie chmur ostyga rozpalona jej tożsamość,
Namiętne jej usta rozchylone i mokre.
Wstaje.
Idzie po krew, zbiera do kosza.
Wiklina rozpuszcza myśli swąd.
Tak idealna. Proporcjonalnie okrótna.
Krwawa Merry.

czwartek, 17 grudnia 2015

w standardzie.

Kierował nim makiawelizm.
Pielęgnowal go w sobie.
Od poniedziałku do niedzieli
W zdrowiu i w chorobie.

Ona wciąż zamyślona, nieobecna.
Obok bytu osadzona.
Piękno duszy, blaskiem niecna
słońcu nocą skradziona.

Ich spotkania i relacje dosyć chłodne.
Ona ucieka wzrokiem,
On odwrotnie.
Brak w tym uczuć, odczuć, bo niewolno.
Dzisiaj do wszystkiego populację mamy zdolną.
Są zasady, są granice - sacrum bytu.
Kształty smutku, formy szczęścia zgrzytu.
Gdy popatrzą sobie w oczy wiedzą wszystko.
Żadne nie wykrzyczy, że chce być blisko.

czwartek, 10 grudnia 2015

hipertrofia.

Rozmowy utkane z satynowych myśli,
Kawałki ciał ukradkiem kradzione,
Dotyk przypadkowy - niby,
Marzenia o zatopieniu ust...

Zapach włosów, smak skóry,
Dłonie które głoduja i żebrają o okruch.
Brzuch spięty niczym struny,
Oczekiwanie na wydźwięk chwil.

Ty wybierz minutę, miejsce.
Ja ubiorę wskazówki zegara w siebie.
Zmyj z mojej twarzy codzienność,
Daj odpocząć poznając zmysłami.

Pożegnaj mnie, już czas pójść,
Ramiona przestrzeni zamykają noc.
Poranny brzask skroplony winem,
Które upaja mnie w rytm wyzwolenia.

wtorek, 8 grudnia 2015

Przemiń

Spójrz.
Tu nic się nie zmienia.
Dwa światy, w nich wszystko ok.
Tam dokąd idę zasięgu nie ma.
Połączenia tylko alarmowe.

Nóż.
Przekrajam nim znaczenia.
Ty też swoje znaczenia miej.
W blasku słońca szukam cienia,
Wklejam teksty źródłowe.

Droga.
Nie idę nią do nieba.
Chmury mówią, że z nimi mam biec.
Gdzieś na północy wieje Twoja flaga.
Może ja kiedyś i swoją wbiję.

Załoga.
Wciąż jej nie mam.
Chciałabym ją kiedyś mieć.
Póki co stoję sama, naga.

Może i ja kiedyś załogę minę?

sobota, 5 grudnia 2015

Bardzo.

Spróbuję iść,
Po prostu iść.
Zabiorę mgłę,
Przedstawię się,
Kolejny raz,
Ukryję twarz,
Już nic nie zobaczysz.
Zamówię noc,
Ukradnę koc,
Otulę się,
Przytulę Cię,
Nie będziesz czuć,
Swe plany snuć
Za ścianą upadnę.
Niebo zgaśnie, księżyc umrze
Słońce zaśnie leżąc w trumnie.
Zorza spłonie snem polarnym,
Znajdę w sercu cień latarni.
Pokruszę wiatr,
Zostawię świat,
Pobiegnę w ląd,
Ucieknę stąd,
Ugryzę piach,
Odejmę lat,
A Ty przełkniesz oddech.
Ze starych zdjęć,
Słońce i śmiech,
Wrześniowy deszcz,
Zimowy wiersz,
Poliżę strach,
Pogryzę piach,
A mnie ktoś przetrawi.
Niebo zgaśnie, księżyc umrze
Słońce zaśnie leżąc w trumnie.
Zorza spłonie snem polarnym,

Znajdę w sercu cień latarni.

czwartek, 3 grudnia 2015

Myślę często o tym co zrobiłaś,
Pytam sam siebie, czy dobrze się bawiłaś.
Nie mam odwagi zapytać o to Ciebie,
Bo kiedy Cię widzę czy zły jestem już nie wiem.
Twoje oczy zapłakane kłują mnie w serce,
Nie wiem czy płaczesz bo byłas w tej gierce...
Chciałem dać Ci wszystko, wszystko - czytaj SIEBIE.
Nie sądziłem, że przez to wyląduje na glebie.
Upadek na ziemie boli mnie okropnie,
Jestes tak zepauta, ograniczasz mnie zdrowotnie.
Im bardziej mnie krzywdzisz, im więcej na mnie plujesz,
Ja czuję, że jeszcze bardziej się zakochuję w Tobie i pytam Boga, Boże co ja robię? Sam coraz bardziej się o siebie boję.
Ty nie chcesz mnie na zawsze, Ty nie chcesz mnie w ogóle, ale kiedy podchodzisz ściągasz z siebie skórę,
Tak grubą i szorstką, szczególnie gdy mnie całujesz i znów dobrze wiem, że mną manipulujesz.
Jestem sam więc piję, palę, ćpam.
Może zechcialabyś też poczuć ten stan..
Wiem, że ciężko Cię kochać, lecz ja byłbym w stanie, gdybyś chociaż choć na chwilę zadała mi to zadanie.
Byłbym w stanie wszystko rzucić zmienić swoje gusta, gdybyś tylko na zawsze oddała mi swoje usta,
Swoje dłonie, których dotyk jest tak delikatny, choć tak wiele dotykały i miały inne kontakty.
Twoje nogi.. Choć zawsze je rozchylałaś przed typami z ciemnych fur, których gdzieś spotykałaś.
Dlaczego mnie okłamywałaś? W nadziejach utrzymywałaś? Serce mi łamałaś, a potem sztucznie kochałaś?
Teraz tęsknię za Tobą, choć sam nie wiem dlaczego.
Opanowałaś mnie jak demon, zabrałaś prywatne ego.
Jestes najpiękniejsza, zawsze miałaś miliard w rozumie,
Dlatego jest mi tak cięzko i zapomnieć nie umiem.

niedziela, 29 listopada 2015

przypadkowy

Każdy wie, każdy mówi, każdy zna.
Każdy mówi on, ona, oni - nigdy ja.
Jaki z tego wniosek? Zanudzenie byciem,
Ich życie jest nudne, więc żyją cudzym życiem.
Ich własny czas ucieka coraz dalej,
Tańcząc na wskazówkach tarczy, biegnie tak na stałe.
Oni stroją się, szykują jak na jakiś  balet,
Wchodząc wszędzie z przyjacielem o imieniu Walet.
Kiedy ich mijasz czujesz ich wzrok na swym ubraniu,
Czujesz jak przeszywa Cię przy każdym ich mijaniu.
Ile masz i ile kradniesz, czy żyjesz w małżenstwie,
Jakie auto, jaki stan i czy prZyjmiesz kolendę.
W oknie widać ruch firanek, kiedy bywasz zdrowy,
Zaatanawiasz się jedynie, czy jest przypadkowy...

piątek, 27 listopada 2015

Za oknem widzę świat.
Jest żywy, kolorowy.
Słońce wesoło maluje kwiaty,
Chmury się kłebią, ludzie idą.

Ktoś właśnie umarł,
Świat dalej ten sam.
Ktoś siedzi smutny,
Nic sie nie zmienia.
Ktoś cierpi mocno,
Liście spadaja.
Ktoś za kimś tęskni,
Zapada zmrok.

Za każdą chwilą kryje się sens.
To co jest teraz trwa zaledwie.
Wizje, marzenia utkwione w gł owie.
Uśmiech na twarzy, w sercu łza.

poniedziałek, 23 listopada 2015

order.

Kładąc się spać, czują bezsilność,
Choć w ręku nabita broń w nocy czuwa.
Każdy dźwięk zabija ciszę,
Więc wciąż świadkami morderstw są.

Ranek oznacza nową śmierci datę,
Każda myśl to bomba chemiczna,
Wdychana ze strachem i krzykiem ciszy.
Nie wiesz, czy jutro wciąż bedziesz ojcem.

Nieradzenie sobie jest takie męskie.
Nieśmiertelnik na piersi,
Nieśmiertelnik duszy,
Artyzm w najwyższej odwagi klasie.



środa, 18 listopada 2015

Widziałam.

Widziałam las piękny, liściasty, głęboki...
zieleni w nim pełno, zapachy, widoki.
Zwierzęta w swym domu kroczyły beztrosko,
a słońce świeciło i grzało tak bosko.

Wtem nagle - dziewczyna, ranna i bosa,
biegnie i krzyczy pod niebiosa,
przebiega tuż obok i jak szalona,
potyka się o mnie, obezwładniona.

Stoję tak nadal, przyglądam się ciszy,
która w cieniu drzew leśnych kołysankę piszczy...
i mija mnie on - postawny, wysoki,
ciemne ma włosy, zielono-jest-oki.

On wraca do domu i ręce obmywa,
łazienka jest brudna, czerwona chyba..
I tu nagle coś wątek przerywa.

Znów jestem w lesie,
na kamiennej drodze...
wsłuchuję się w puls lasu, po ściółce chodzę.
I widzę w oddali coś nieznanego,
im bliżej podchodzę, tym bardziej dziwnego.
A wokół tego zebrana zwierzyna,
która swą ucztę w mig rozpoczyna.
Stoję za drzewem, coś mnie kłopota,
widzę jak On zaczyna coś kopać.
Wrzuca do dziury brudne ubrania,
gdy mnie zobaczy, twarz swą zasłania.
Po dziwnym zjawisku nie ma już śladu,
zwierzęta na sjeście po dawce obiadu.
Wracam ulicą i myślę co będzie,
widzę dziewczynę - siedzi na wierzbie.
Razem z nią płacze, macha nogami,
krzyczy, że nie zapomni latami,

Oczy otwieram, mam noc na sobie,
leżę samotnie z poduszką na głowie.
Na ustach rozlewa się faza snu, rem.
Patrzę w okno myśląc, że to zły sen.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Nagroda

I co z tego, że nikt nie czyta moich myśli?
Każdy zaczynał od zera, każdy los się kiedyś ziści.
Świat codziennie biegnie w otchłań,
zaślepiony zagłuszony,
krzyczą Ci, dla których tony ciszy są jak w zimie wrony.
Każda minuta sklejona na wskazówce zegara płacze,
jestem z tych co zrobią, myśląc czy można inaczej.
Ważne jest by wszyscy w koło byli zadowoleni,
później pakujesz siebie w worek z plakietką "zniewoleni".
Świat magii i czarów nigdy nie wyszedł mi na dobre,
były blaski i cienie, a później noce nieswobodne.
Była zbrodnia będzie kara, pokaż mi te szklane domy,
lecieć na skrzydłach Ikara zdoła tylko niewidomy.
Czemu nawijam o sobie, czemu nie ma żadnych dissów,
wciąż tak bardzo ufam mowie, w lirycznej burzy beefów.
Każdy żali się jak może, temu źle jest, temu gorzej,
poszukują wciąż trudności, pełno oszustw, nieufności,
jakbym miała skończyć teraz, pozbyłabym się zdolności,
rymowania o tym co jest, o tym co w mej głowie gości.
Mając przed sobą biel kartki, parę na zapas długopisów,
wyzbywam się spisów treści, cudzysłowów i przypisów.
Staram się nie kalkować, choć przede mną wielu Mistrzów
ubrało świat tak w słowa, że można by się tylko schować,

Musisz mi obiecać, że nie zapomnisz nigdy siebie,
każda porażka, wygrana, są nagrodą dla Ciebie.
Nie możesz wypierać się z tłumu tylko dlatego, że kiedyś
ktoś był z Tobą, odszedł znosząc Twoje śliskie chimery.
Czas zawróci kiedy zamkniesz oczy napchane nadzieją,
łzy popłyną tęczą z duszy, na zewnątrz się wyleją.
Zakwitnie kwiat żółty jak słońce, piękny jak nadzieja,
jak blisko prawdy, tak daleko znajduje się ziemia.

Na pięciolinii duszy zapisuję swoje życie,
każda nuta, każdy bemol, równo jak w zeszycie,
data urodzin do klucz, nuty to chwile złe i dobre,
co na końcu będzie, nie wiem, ale będzie równie godne.
Jak przeżyjesz swoje życie, sam decyduj, teraz pora,
nie ma na co czekać, zwlekać, chować się po norach.
Dziękuję wszystkim, którzy byli choć sekundę w moim życiu,
bo dzięki Wam jestem, gdzie jestem i nie moknę w ukryciu.
Każdy błąd, każdy sprzeciw był wyrazem mojej gardy,
którą trzymam wciąż wysoko w walce o ul Abelardy.
Muzyka lodowiskiem, zakładam łyżwy na tle wokandy,
staram się nie przewrócić, ale odjeżdżam już o bandy.

Musisz mi obiecać, że nie zapomnisz nigdy siebie,
każda porażka, wygrana, są nagrodą dla Ciebie.
Nie możesz wypierać się z tłumu tylko dlatego, że kiedyś
ktoś był z Tobą, odszedł znosząc Twoje śliskie chimery.
Czas zawróci kiedy zamkniesz oczy napchane nadzieją,
łzy popłyną tęczą z duszy, na zewnątrz się wyleją.
Zakwitnie kwiat żółty jak słońce, piękny jak nadzieja,
jak blisko prawdy, tak daleko znajduje się ziemia.

sobota, 14 listopada 2015

ile.

Ile zdjęć i wschodów słońca,
Ile myśli wspólnych, samych.
Ile dni jest wciąż do końca,
Oczu głodnych, zakochanych.
Ile wiosen i jesieni,
Trudów, śmiechów i kryzysów...
Wspólnych ciasnot i przestrzeni,
Slów ubranych w rytm, cudzysłów.
Ile chmur i wiatrów wspólnych,
Myśli strutych, naderwanych.
Chwil cudownych, obupulnych,
Ust i oczu zakochanych...

czwartek, 12 listopada 2015

wiatr.

Stał. Usiadł.

W tajemnicy przed słoncem,
W zmowie z księżycem -
Wstał.

Podszedł ku niebu,
Zapalił się.
Siwe włosy spiął szarfą deszczu.

W strudze nocy usiadł,
Zjadając tęczę z gwiazd poszedł spać.

Nakarmiony smutkiem,
Deserem szczęścia,
Odszedł po cichu.
Tracąc oddech.

środa, 11 listopada 2015

Spalany.

Mówiłeś, że wiesz.
Że wiesz, "a nie mówiłem...".
Że będzie tak... podobnie.. nie wprost.

Że wiersz..
że wiersze tajne, zawiłe
że przyszłość to w budowie most.

Teraźniejszość nie istniała,
każda litera, przychodzi, przemija.
Myśl, która nieistotnie bolała,
smyczek z drutu, dźwięk zabija.

Trop za tropem,
zapach za umysłem.
Niespokojność, na głodzie kopem -
pomysł za namysłem.

Uśmiech namalowany,
zarys łez wyschniętych.
Tłumiona tęsknota i zapał spalany.
Widok ust, martwych, spierzchniętych.
Wymiana spotkań oczu nieśmiałych.

Noc za dniem,
kąpiel z marzeń.
liryczne posiłki ze składników powietrza.
Egzystencja w cudzej pościeli, każdego ranka.