czwartek, 30 czerwca 2016

Raty

Na przeciw słońce, za sobą księżyc,
tyle lat, czas pozostał tylko nieudanym testem.
Trudów i zmagań, by przezwyciężyć
wciąż gdzieś pomiędzy materią jestem.

Zmagam się z codziennością -
choć to tak banalne stwierdzenie,
patrząc uchybnie na światło z zazdrością,
wszechobecną złość wznosi westchnienie.

I białą kredą namalowane,
kwiaty i domy, kwadraty i koła.
Czy zarysuje jeszcze dni kolorem muskane?
Czy biała zostanie, biała zgoła.

Tydzień "spragnienia", miesiące mdłości.
Zapach Ciebie, zapach...
I tak trwać w żałobie do trudnej starości,
pamiętasz te nudności? to skutek głodu w ratach.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Dokąd



Dokąd?
Życie to suma konkurencji,
Jedne wygrane, drugie przegrane.
Człowiek jest zwrotnikiem na mapie, zasiadł planetę i umarł.
Gdyby nie jego siwe włosy,
Przemijający głos…

Dokąd?
Serce Ci mocno bije.
Widzisz, nie widzisz.. sylwetka, postać, figura w odmętach.
Światła gasną, plecy i… nic.
Serce w gardle, poranna rosa na powiece.

Dokąd?
Matka woła.
Sercem spragnionym wylewa z płuc na zewnątrz.
Kiedy ptak rozhulany z wiatrem tańczy,
Tęcza rozbłysków, tęcza wspomnień.

Dokąd?
Dokąd!
Dokąd…

środa, 22 czerwca 2016

odcięcie.

Boli, gniecie, piecze.
Tańczy, jak diabeł po rozżarzonym asfalcie.
Ilekroć pomyślisz, ogarnia...
Ale spróbuj zobaczyć w tym,
Coś wiecej... Niż tylko.
Cisza zabija wiele,
Uspokaja dużo.
Przecież doskonale wiesz, co mam na mysli.

Sam potwierdź. Działa prawda...?...

odcięcie.

Boli, gniecie, piecze.
Tańczy, jak diabeł po rozżarzonym asfalcie.
Ilekroć pomyślisz, ogarnia...
Ale spróbuj zobaczyć w tym,
Coś wiecej... Niż tylko.
Cisza zabija wiele,
Uspokaja dużo.
Przecież doskonale wiesz, co mam na mysli.

Sam potwierdź. Działa prawda...?...

poniedziałek, 13 czerwca 2016

B.

Nie dawaj mi, nie tego chcę
Przecież ręce mam, gdy zechcę sama wezmę.
Znów mija czas, Ty dobrze wiesz,
Które decyzje w moim życiu były niezłe.
Świateł blask wypala CIĘ....
Na przeciw mrok, gdy łzy proszą się o więcej.
Niezawsze wiem, co zrobić mam,
Kiedy siadam na kamieniu żrącym klęskę!

Świetliscie widzę Cie, chwytasz moje usta,
Zabierasz mowę mi - mowę ciała, język, sposób bycia, gusta.
Odchodzisz z tym, zamykasz drzwi,
Twoja poświata niczym trzy weneckie lustra.
Ja patrzę w nie, nie widzę nic...
Ohydne kłamstwa za nim traktuję jak bóstwa




piątek, 10 czerwca 2016

K onwersja tabeli, diagramów, wykresów
O palizujące cienie oscylujące wokół chmur.
N iczym ogień pustynny, rysujacy nowy dzień
I loraz wszystkich mysli i gestów.
E manujący chłodem, rozpaczą, pustką,
C hwilowy i staly jak stan skupienia.

czwartek, 9 czerwca 2016

Wszystko co masz, wszystko w co wierzysz,
Jest zaufaniem Boga, prezentem na kredyt.
Od Ciebie zależy, czy o to będziesz dbał,
Czy będziesz sięgać po więcej,  jakbys niewiele miał.
Czas plynie bezpowrotnie,
Chmury zacmieniem słońca.
Jakby opady, stopnie,
Jakby mojra drwiąca.
Spojrz na tych ludzi, biorą ile się da,
Łakną wiecej, coraz wiecej, WIĘCEJ niż los dał.
Ja się odcinam, stoję gdzies z boku,
Pcham swój wózek pod górę,  którą mam na oku.
Starości szarość daleko jeszcze,
Bez dna piję wciąż ta samą butelkę.
Jak kielich wina połwytrawnego,
Jak motyl, jak trotyl wybuchowego.

Znikne,
Przepadne,
Unicestwie siebie.
Nie będę natrętna,
Zarosnę w drzewie

wtorek, 7 czerwca 2016

trudność

Wiecznie żywy, składający się z części,
Jak tryptyk, tworzący jedną całość.
Zarysem na ciele poniszczonych mięśni,
Gdy zmrok ku przestrodze dotyka nagości.

Czas postanowił, że utrudni im życie.
Spotkał się z losem i dużo zapłacił.
On byl pierwszy, już prawie na szczycie,
Miała  lat kilka, gdy wszystko stracił.

Próbował się podnieść,  kiedy ona w kwiecie wieku,
Znalazła pudełko po Życia leku.
Gdy się poznali wszystko już było gotowe,
Los poddał się,  a czas wziął wolne.

Jednak urlop się skończył,  a limit wykorzystał.
Czas morderca, emocji sadysta.








sobota, 4 czerwca 2016

cytrynowa roszada

Zastraszone odbicia słońc,
Których młody, prężny bóg wyzwala się od lat
Aby poczuć siłę wyzwolenia jaką jest strach,
By upadać na deski, nie mieć sił by wreszcie wstać.

Pluje wstydem pod latarnią księżycowych łun,
Dziwka czarnoskóra, usta ma jak wiśnia.
Lśnią i kuszą pełnią kształtów vice stado dziuń-
Chłonąc obrzydzenie, czując chłód w drodze na cnotliwą przystań.

Kocie oczy, zieleń zmysłów-  jednak pustka w oczach lalki,
Gdzieś pozostawione ryciny ze szkla - odbiciem w żyłach...
Takie roszady to nie sposób,  taka modlitwa to istny grzech,
Jak opętanie przez ciemności, w których słychać śmiech.
Sześć,  sześć, sześć i siedem -
Co to za nierówna walka?!
U stop bożka prężnie pali się tylko latarka...
Znika.
Jak nie buchnie płaczem,
Jeszcze plączą mu się słowa...
Widać ciemnych chmur wachlarze,
Białym ludziom śmierć gotowa.


środa, 1 czerwca 2016

Nigdy nie zasypiaj, kiedy słońce pełnią świeci.
Noc tylko raz mowi dobranoc.
Chmurami i księżycem okrywa blask chwil.
Zmutowane gwiazdy, dziwnie blisko...

Czy to już świt? Poranna zorza skąpana w rosie.
Tylko raz możesz pocałować południa,
Wschody i zachody tulą Cię wiosenną bryzą.

Na ile Cię stać nim odejdziesz?