Noc wkradła się oknem, na balkonie siedzi i nie chce
rozmawiać już z nikim.
Karafka na stole upita w połowie powtarza, że to nie
pijackie wybryki
Ty leżysz swobodnie i plecy masz gołe, a zapach paruje w
powietrzu.
Skrapla się nade mną i sprawia, że czuję na sobie te krople,
jak gdyby po deszczu.
Ręce masz duże i duże masz dłonie, w nich czuję się co dnia
jak nowa.
i mogę być znowu tą małą dziewczynką, przed każdym
zmartwieniem się schować.
Dotykam Cię, lecz nie wiem jak Ty to odczuwasz, bo ja
opuszkami dotykam weluru
Zarazem czuję chwila po chwili, że jestem bliska przebicia
kłamstw muru,
I kiedy Ty postanawiasz odwdzięczyć się na mojej skórze tym
samym
Marzę, by ten moment się nigdy nie skończył, na ciele
zostają dożywotnie plamy.
To, co wciąż mi dajesz, potrafisz zaskoczyć,
wiem, że mogę liczyć na Ciebie tej nocy,
a pisząc to głos mi się łamie i wzruszam się jak małe
dziecko,
mimo, że nie wypowiadam tych słów, doceń – wiesz, że przyznać
się jest mi ciężko.
Mogę napisać o Tobie tysiące wierszy, cytatów, poezji
Lecz żadne nie będzie lepszy od Twojej osoby, to będzie stek
jakichś herezji.
I choć nie masz tego burdelu w konkretach jak ja i nie
żyjesz szarością
Potrafisz to zaakceptować i rozszyfrować, gdy mówię do
Ciebie miłością.