Widzisz mnie jak wciąż uciekam,
Skrywa mnie noc, ciągle z dniem zwlekam,
Widzisz, że śpię, nie martw się o mnie,
Dasz mi cokolwiek, wiesz, że zabiorę,
Pójdę potem, znowu daleko,
Chemia to przedmiot, związek to przeszłość.
Hokus-pokus, Twoje oczy wraz ze wzrokiem są pełne pokus,
Rzucasz zaklęcie na dywan, ja zbieram,
Klęczę i prężę się, Ty mnie wybierasz
Bóg wie co myślisz, za kurtyną z powiek,
Chowasz demony, zanika człowiek,
Chcesz mnie? Nie weźmiesz, bo nie pozwolę
Z magiczną różdżką znów się ukłonię.
Nie to nie gra, kostka na szóstce,
Pionki spadają, ciągniesz mą bluzkę,
Czego znów chcesz? Masz cały harem,
Ja im odstaję, się nie nadaję.
Widzisz ja biegnę, mam swoje sprawy,
Kartki zgniecione, kubek i kawy,
Widzisz, spadamy- tak ze mną jest,
Nieważne czy słońce pada, czy deszcz
Trymestr uszkodzeń kory mózgowej,
Kartki pachnące poezją i domem.
Chcesz mnie? Dlaczego?
Lubisz poczuć, że masz coś nowego?
Innego
Gorszego..
Biegnę.
piątek, 23 grudnia 2016
czwartek, 22 grudnia 2016
środa, 14 grudnia 2016
natchnienie
Kiedy przychodzisz wszystko jest inne,
Dajesz mi siłę choć brzmi to dość dziwnie.
Jestem kimś innym, przestaję zwarać uwagę na wszystko,
Czuję jak wnikasz mi w skórę i w głowę,
Bez Ciebie oddycham - nie tlen, lecz wodę.
W płucach za kratami żeber Twoją krew wciąż chłonę,
Jesteś receptą na życie przez jakie przejść mogę.
Razem idziemy, od zawsze na zawsze i tak aż umrzemy,
Wciąż mówisz do mnie, a co lepsze śpiewem,
Ja nie wiem co robić, gdy mijasz się z gniewem
Ary radości, znaki nieograniczeń szybkości, wolności,
Z Tobą desery, pożeram je, chłonę niczym polimery.
Przy Tobie czas zabija śmiertelność,
Masz lek na azyl, młodość i wieczność,
Daj mi swą lepszość,
Tyle lat się już znamy, łączy nas lepkość.
Dajesz mi siłę choć brzmi to dość dziwnie.
Jestem kimś innym, przestaję zwarać uwagę na wszystko,
Czuję jak wnikasz mi w skórę i w głowę,
Bez Ciebie oddycham - nie tlen, lecz wodę.
W płucach za kratami żeber Twoją krew wciąż chłonę,
Jesteś receptą na życie przez jakie przejść mogę.
Razem idziemy, od zawsze na zawsze i tak aż umrzemy,
Wciąż mówisz do mnie, a co lepsze śpiewem,
Ja nie wiem co robić, gdy mijasz się z gniewem
Ary radości, znaki nieograniczeń szybkości, wolności,
Z Tobą desery, pożeram je, chłonę niczym polimery.
Przy Tobie czas zabija śmiertelność,
Masz lek na azyl, młodość i wieczność,
Daj mi swą lepszość,
Tyle lat się już znamy, łączy nas lepkość.
sobota, 10 grudnia 2016
Wciąż czuję presję.
Odpowiedzialność na barkach śpi.
Jeden fałszywy ruch
Tak łatwo popaść w depresję.
Chciałam coś zmieniać - gniew
Dalej tego chcę.
Jakby po długopisie spływała krew,
Piszę i nadal w to brnę.
Nocą wybucha granat ciszy.
Pali się mrok w moich oczach, uszach.
Zmysły jak klaustrofobia, słyszy
On słyszy i umiera na pustyni suszach.
Kursywa.
Nagle zdajesz sobie sprawę,
Że tak na prawdę nic o sobie nie wiesz.
Wciąż ze sobą jadąc na gapę,
Bilet życia ze sobą wieziesz.
Odpowiedzialność na barkach śpi.
Jeden fałszywy ruch
Tak łatwo popaść w depresję.
Chciałam coś zmieniać - gniew
Dalej tego chcę.
Jakby po długopisie spływała krew,
Piszę i nadal w to brnę.
Nocą wybucha granat ciszy.
Pali się mrok w moich oczach, uszach.
Zmysły jak klaustrofobia, słyszy
On słyszy i umiera na pustyni suszach.
Kursywa.
Nagle zdajesz sobie sprawę,
Że tak na prawdę nic o sobie nie wiesz.
Wciąż ze sobą jadąc na gapę,
Bilet życia ze sobą wieziesz.
środa, 7 grudnia 2016
Dzieło.
Bierzesz nóż
i nie zbliżasz się.
Oglądasz go z
każdej strony.
Wiesz dobrze,
że nie jestem grzeczna.
Widzę, że
robisz się głodny.
Wyginasz nóż
w ręce.
Twoja krew
wydaje się być gęsta
Podchodzisz i
czuję Twoje zimne dłonie.
Zaczynaj.
Po palcach
toczy się pomału,
Spragniona kontaktu
ze skórą.
Z perfekcją
chirurga wycinasz mi tatuaże.
Tatuaże,
które sam rysowałeś.
Powoli
kończysz.
Mówisz coś,
że będziesz tęsknić.
Zamykasz moje
oczy i ubierasz koszulę.
Schowaj mnie.
wtorek, 6 grudnia 2016
Irracjonalność
Bose stopy
zbierające rosę,
Obolałe od
truchtu w nieznane.
Czerwone
krople tworzą ścieżkę,
Odczytaj co
jest napisane..
Jesteś już
tuż za mną
Palcem popychasz
mnie, upadam wśród drzew
Teraz już
mnie masz…
Zlizujesz ze
mnie krew
sobota, 3 grudnia 2016
teraz
- nie patrz.
- dlaczego...
- nie chcę.
- może uważasz, że masz śmieszne oczy.
Dla mnie to głębia Twojego uroku, kobiecości.
Wiem, że nie lubisz się uśmiechać, ale uśmiech Twój to najseksowniejsza rzecz jaką w życiu widziałem.
Wstydzisz się ud? Dla mnie to dwie wieże, na których codziennie chcę zdobywać szczyt....
No co tak patrzysz? Twoje usta rozchylone są jak spadająca śliwka w sadzie.
Twoje włosy niczym fale, po których płynę w nicość.
Twój brzuch jest polaną kwiatów najcieplejszych, rozścieliłaś ją, a w moim brzuchu wyhodowałaś motyle...
Dla Ciebie - niedoskonała glina ulepiona przez Boga.
Dla mnie - uzależnienie dnia i nocy...
Gdybyś była inna, gdzie bym teraz był...?
- dlaczego...
- nie chcę.
- może uważasz, że masz śmieszne oczy.
Dla mnie to głębia Twojego uroku, kobiecości.
Wiem, że nie lubisz się uśmiechać, ale uśmiech Twój to najseksowniejsza rzecz jaką w życiu widziałem.
Wstydzisz się ud? Dla mnie to dwie wieże, na których codziennie chcę zdobywać szczyt....
No co tak patrzysz? Twoje usta rozchylone są jak spadająca śliwka w sadzie.
Twoje włosy niczym fale, po których płynę w nicość.
Twój brzuch jest polaną kwiatów najcieplejszych, rozścieliłaś ją, a w moim brzuchu wyhodowałaś motyle...
Dla Ciebie - niedoskonała glina ulepiona przez Boga.
Dla mnie - uzależnienie dnia i nocy...
Gdybyś była inna, gdzie bym teraz był...?
sobota, 19 listopada 2016
ja.
Jak mała dziewczynka przyłapana na kradzieży,
Serce mi wali i słyszę bujale.
Zbliża się chwila prawdy, już czuję,
Gęste powietrze faluję mi w oczach.
Zdobywam nową biżuterię,
Bransolety srebrne - bez żadnych cyrkoni,
Pod butem, skuta, zaliczam ziemię,
Jak miejski ogrodnik gryzę piach.
W sieczkarni czeka na mnie komendant.
Drugi człowiek rysuje coś zażarcie.
Portret psychologiczny atrakcyjnej małgorzaty -
Przyrównują do mnie.
Moja matka ze łzami odprowadza mnie na dołek,
Żegna mnie i puszcza wolno.
Widzę jej strach przede mną,
Będzie chować twarz przed ludźmi.
Ja - zbrodnia doskonała.
Serce mi wali i słyszę bujale.
Zbliża się chwila prawdy, już czuję,
Gęste powietrze faluję mi w oczach.
Zdobywam nową biżuterię,
Bransolety srebrne - bez żadnych cyrkoni,
Pod butem, skuta, zaliczam ziemię,
Jak miejski ogrodnik gryzę piach.
W sieczkarni czeka na mnie komendant.
Drugi człowiek rysuje coś zażarcie.
Portret psychologiczny atrakcyjnej małgorzaty -
Przyrównują do mnie.
Moja matka ze łzami odprowadza mnie na dołek,
Żegna mnie i puszcza wolno.
Widzę jej strach przede mną,
Będzie chować twarz przed ludźmi.
Ja - zbrodnia doskonała.
czwartek, 17 listopada 2016
Poezja.
Pamiętam doskonale, byłaś taka świeża, nowa, ponętna…
Twoje oczy błyszczały, usta śmiały się do mnie.
Śliczna. Lekka. Naturalna… taka ruda z piegami, pamiętasz…
Nic się nie zmieniłaś od tamtych lat.
Złapałaś mnie za rękę i przywiodłaś tu.
Drzwi zamknął klucz… do którego mówiłaś tak pięknie.
Nie wychodzę stąd do dziś.
Podrzucasz mi tylko garść owoców i mleko.
Moją ręką odgarniasz swoje włosy.
Patrzysz w moje oczy i hermetycznie ściskasz moje usta
swoimi wargami.
Niech mnie posądzą o „lesbijstwo”.
Dajesz mi tyle smutku i pokory, że nigdy nie odejdę.
Miliardy uśmiechów, miliardy łez.
Przy Tobie powstawały moje myśli, których byłaś narratorem.
Ja tylko odgrywam te role, będąc swojego reżysera aktorem –
wciąż biorę.
Proszę, wyrzuć ten klucz.
Sprawdź, jak z niego wytopić coś innego.
Nie chcę wychodzić stąd.
Bądź ze mną.
sobota, 12 listopada 2016
wyrzygać się do świata....
Nigdy nie chciałam Cię zmieniać.
Piszę o sobie, nikomu nie narzucam.
Przecież nie jestem nawet w Twoim typie...
Nigdy nie chciałam Ci mieszać.
Piszę co myślę, słowami rzucam,
Ogarniam świat na kolorowej stypie.
Przepraszam...
Piszę o sobie, nikomu nie narzucam.
Przecież nie jestem nawet w Twoim typie...
Nigdy nie chciałam Ci mieszać.
Piszę co myślę, słowami rzucam,
Ogarniam świat na kolorowej stypie.
Przepraszam...
wtorek, 8 listopada 2016
brak
Patrzę na muRy które będą trwać.
Patrzę na drzewa, które zakorzeniły.
Patrzę, bo muszę dziś wszystko brać,
By jutro umierać i mieć na to siły...
Czuję, że wokół mnie panuje rak,
Czuję, że każdy już go zjadł,
Liście spadają siarczyście z drzew,
Smutek pochłania mnie i gniew...
Strach przed nicością - oddaniem skóry,
Strach przed cmentarzem cichym, ponurym...
Każdy z nas biega za pieniędzmi, prestiżem,
Każdy - idź w piach. Nie wspinaj się wyżej
Patrzę na drzewa, które zakorzeniły.
Patrzę, bo muszę dziś wszystko brać,
By jutro umierać i mieć na to siły...
Czuję, że wokół mnie panuje rak,
Czuję, że każdy już go zjadł,
Liście spadają siarczyście z drzew,
Smutek pochłania mnie i gniew...
Strach przed nicością - oddaniem skóry,
Strach przed cmentarzem cichym, ponurym...
Każdy z nas biega za pieniędzmi, prestiżem,
Każdy - idź w piach. Nie wspinaj się wyżej
niedziela, 6 listopada 2016
tęsknienie.
Tęsknić to w myślach krzyczeć: zejdź mi z oczu...
Tęsknić można, nie trzeba.
Tęskni dusza, ciało pragnie.
Tęsknota skazana może być na dożywocie.
Zabliźnij tęsknote - zapomnisz, ale pragnieć będziesz.
Tęsknię - z utęsknieniem powiedziane.
Czymże jest bliskość, kiedyś zwykł czuć tęsknote?
Jak wyrazić 1 ar tęsknoty? - 100 m2 smutku.
Hammurabi zapomniał - tęsknota za tęsknotę...
Tęsknić można, nie trzeba.
Tęskni dusza, ciało pragnie.
Tęsknota skazana może być na dożywocie.
Zabliźnij tęsknote - zapomnisz, ale pragnieć będziesz.
Tęsknię - z utęsknieniem powiedziane.
Czymże jest bliskość, kiedyś zwykł czuć tęsknote?
Jak wyrazić 1 ar tęsknoty? - 100 m2 smutku.
Hammurabi zapomniał - tęsknota za tęsknotę...
środa, 2 listopada 2016
Fobia.
Widziałam zachód słońca, przebijał się przez nasze dłonie,
Dziś czekam na śnieg i tak bardzo Świąt się boję.
Czas przykrył constans zmieniając się w amebę,
Dziś patrzę jedynie na siebie – jak upadam na glebę.
Chciałabym wstać, czekam na Twoją dłoń,
Lecz dzień za dniem płynie, a zachód dorwał zgon.
Ciemno jest i cicho, to Ty jesteś promotorem moich słów,
Stawiasz przecinki i kropki w księgach moich snów.
Boję się końca, początków nowego,
Czuję, że zimno mi jest i nie chcę tego.
Pracuję i wylewam z siebie jak z matrycy listę życzeń,
A jedyne co ze mną styczne jest to miesiąc styczeń.
piątek, 28 października 2016
planszówka.
- wejdź, powiedział do niej namiętnym głosem,
A kiedy już weszła poszedł za ciosem.
Wyglądała jak zawsze, tak pociągająco,
Chciał bardzo mieć ją teraz, tu - na stojąco.
USiadła przy oknie prosząc o kawę,
Gdy niósł ją dla niej, rosło pożądanie.
Zagryzała wargę patrząc z żałością,
Jak przełyka ślinę z wielką trudnością.
Anchedonia pragnień uniosła się w górę,
W chmurach marzeń tworząc dziurę.
Rozmowa zaczęła się dość spokojnie,
Gdy tak patrzyli na siebie dostojnie.
Gra słów, marketing zamysłów,
Wstała siejąc zamęt wśród jego zmysłów.
Pożegnała się i zbliżając się do drzwi,
Złapał ją mocno za włosy i
Wyszeptał ciche "do widzenia"
Wiedząc, że przecież odejść jej nie da.
A kiedy już weszła poszedł za ciosem.
Wyglądała jak zawsze, tak pociągająco,
Chciał bardzo mieć ją teraz, tu - na stojąco.
USiadła przy oknie prosząc o kawę,
Gdy niósł ją dla niej, rosło pożądanie.
Zagryzała wargę patrząc z żałością,
Jak przełyka ślinę z wielką trudnością.
Anchedonia pragnień uniosła się w górę,
W chmurach marzeń tworząc dziurę.
Rozmowa zaczęła się dość spokojnie,
Gdy tak patrzyli na siebie dostojnie.
Gra słów, marketing zamysłów,
Wstała siejąc zamęt wśród jego zmysłów.
Pożegnała się i zbliżając się do drzwi,
Złapał ją mocno za włosy i
Wyszeptał ciche "do widzenia"
Wiedząc, że przecież odejść jej nie da.
planszówka.
- wejdź, powiedział do niej namiętnym głosem,
A kiedy już weszła poszedł za ciosem.
Wyglądała jak zawsze, tak pociągająco,
Chciał bardzo mieć ją teraz, tu - na stojąco.
USiadła przy oknie prosząc o kawę,
Gdy niósł ją dla niej, rosło pożądanie.
Zagryzała wargę patrząc z żałością,
Jak przełyka ślinę z wielką trudnością.
Anchedonia pragnień uniosła się w górę,
W chmurach marzeń tworząc dziurę.
Rozmowa zaczęła się dość spokojnie,
Gdy tak patrzyli na siebie dostojnie.
Gra słów, marketing zmysłów,
Wstała siejąc zamęt wśród jego zmysłów.
Pożegnała się i zbliżając się do drzwi,
Złapał ją mocno za włosy i
Wyszeptał ciche "do widzenia"
Wiedząc, że przecież odejść jej nie da.
A kiedy już weszła poszedł za ciosem.
Wyglądała jak zawsze, tak pociągająco,
Chciał bardzo mieć ją teraz, tu - na stojąco.
USiadła przy oknie prosząc o kawę,
Gdy niósł ją dla niej, rosło pożądanie.
Zagryzała wargę patrząc z żałością,
Jak przełyka ślinę z wielką trudnością.
Anchedonia pragnień uniosła się w górę,
W chmurach marzeń tworząc dziurę.
Rozmowa zaczęła się dość spokojnie,
Gdy tak patrzyli na siebie dostojnie.
Gra słów, marketing zmysłów,
Wstała siejąc zamęt wśród jego zmysłów.
Pożegnała się i zbliżając się do drzwi,
Złapał ją mocno za włosy i
Wyszeptał ciche "do widzenia"
Wiedząc, że przecież odejść jej nie da.
czwartek, 27 października 2016
moderator.
Aż do ostatnich chwil...
Kiedy moja trumna pod ziemią się znajdzie,
Lub prochy rozsypie ktoś dobry na fale
Do czasu, gdy moje serce zaśpiewa w kimś innym,
A mózg przestanie intensywnie rozmyślać,
Do czasu, gdy oczy przestaną zauważac i płakać,
Do chwili, gdy usta zaschną ciszą,
A uszy pezestaną pobierać draft rzeczywistości,
Przestaną odbierać telefony twierdząc, że to pomyłki.
Do czasu, gdy dłonie nie będą już ani ciepłe, ani zimne - pozostaną samotne choć to liczba mnoga.
Do tego momentu będę moderatorem, fotografem, reżyserem, aktorem.
Kiedy moja trumna pod ziemią się znajdzie,
Lub prochy rozsypie ktoś dobry na fale
Do czasu, gdy moje serce zaśpiewa w kimś innym,
A mózg przestanie intensywnie rozmyślać,
Do czasu, gdy oczy przestaną zauważac i płakać,
Do chwili, gdy usta zaschną ciszą,
A uszy pezestaną pobierać draft rzeczywistości,
Przestaną odbierać telefony twierdząc, że to pomyłki.
Do czasu, gdy dłonie nie będą już ani ciepłe, ani zimne - pozostaną samotne choć to liczba mnoga.
Do tego momentu będę moderatorem, fotografem, reżyserem, aktorem.
wtorek, 25 października 2016
Już pora.
Słyszysz skrzypce? one, one, one...
usiądź, w lampce świeci wino.
Śpiewasz? melodia Twoich słów znów hipnotyzuje.
Czym jest czas? Mam wrażenie, jakby nic się nie wydarzyło.
Czas. On, on, on...
biegł jak zawsze.
Nas potraktował jak przeszkodę.
Udało się.
Chodź. Chyba masz mi wiele do powiedzenia.
usiądź, w lampce świeci wino.
Śpiewasz? melodia Twoich słów znów hipnotyzuje.
Czym jest czas? Mam wrażenie, jakby nic się nie wydarzyło.
Czas. On, on, on...
biegł jak zawsze.
Nas potraktował jak przeszkodę.
Udało się.
Chodź. Chyba masz mi wiele do powiedzenia.
piątek, 21 października 2016
sobota, 8 października 2016
głuchy telefon
Ona musi się pożegnać.
On musi to uszanować.
Nie ma mowy o zrozumieniu, intropatii.
Oboje zostali oszukani.
On musi to uszanować.
Nie ma mowy o zrozumieniu, intropatii.
Oboje zostali oszukani.
czwartek, 6 października 2016
Terapia
I powstało, dzięki za współpracę :)
Zbyt ciężko, daleko i gęste powietrze,
"rozpływa się w jesiennym wietrze",
deszcz sprząta złoty dywan liści,
"wytkany z samych ludzkich korzyści",
Splątany z nadziei i ludzkich marzeń,
"jak głowa wolna od wszelkich skażeń",
Kolory tęczy się posypały,
"zmieniając zimę, w ciepłe upały".
"chodząc krętą drogą marzę",
że czas moją ścieżkę pokaże,
"kiedy z gotowości wstaję",
czuję jak słońce pachnie majem,
"poruszam się do przodu i widzę",
sytuacje i stany, których się wstydzę,
"nieodrobione zadanie łapie mnie",
kiedy chcę sama przed sobą przyznać się,
"Jak bardzo mocno nie wiem że",
przedziera mnie mój własny lęk,
"Jak głuchego telefonu dźwięk",
i ciepło, gdy generujesz do mnie szept.
"wtedy czuję się jak miłosnej sztuki, adept".
który wykonuje rozmów magiczny dialekt,
"słowami są gesty, które ode mnie westchły"
oddech goni, gniew i znak zły
"ja gryzę jak zwierzę które straciło kły",
odliczam bezwładnie kolejne dni,
"Kiedy do ciebie wrócę, O mała Mi"
Ja, Włóczykij obdarty z marzeń, ze krwi
"o, tracę siłę, weź mnie pchnij",
ogród zaprasza nas - zamknij drzwi.
Zbyt ciężko, daleko i gęste powietrze,
"rozpływa się w jesiennym wietrze",
deszcz sprząta złoty dywan liści,
"wytkany z samych ludzkich korzyści",
Splątany z nadziei i ludzkich marzeń,
"jak głowa wolna od wszelkich skażeń",
Kolory tęczy się posypały,
"zmieniając zimę, w ciepłe upały".
"chodząc krętą drogą marzę",
że czas moją ścieżkę pokaże,
"kiedy z gotowości wstaję",
czuję jak słońce pachnie majem,
"poruszam się do przodu i widzę",
sytuacje i stany, których się wstydzę,
"nieodrobione zadanie łapie mnie",
kiedy chcę sama przed sobą przyznać się,
"Jak bardzo mocno nie wiem że",
przedziera mnie mój własny lęk,
"Jak głuchego telefonu dźwięk",
i ciepło, gdy generujesz do mnie szept.
"wtedy czuję się jak miłosnej sztuki, adept".
który wykonuje rozmów magiczny dialekt,
"słowami są gesty, które ode mnie westchły"
oddech goni, gniew i znak zły
"ja gryzę jak zwierzę które straciło kły",
odliczam bezwładnie kolejne dni,
"Kiedy do ciebie wrócę, O mała Mi"
Ja, Włóczykij obdarty z marzeń, ze krwi
"o, tracę siłę, weź mnie pchnij",
ogród zaprasza nas - zamknij drzwi.
środa, 5 października 2016
Zaświtło słońce o poranku rosowym,
Blask otulił Twoje ciało w pościeli.
Promień Cię muska, już jesteś gotowy,
By wyjść i męczyć mnie do niedzieli.
Tylko mrok był między nami.
Nagość zjadła wszelki wstyd.
A noc witała się z naszymi ciałami,
Myśli tworzyły gorący zgrzyt.
Nie było rozmów, słowa kagańce.
Tylko odgłos rozkoszy, niegrzeczne żarty
Szum pościeli ściskanej, woda w szklance
Wbijane paznokcie i naskórek zdarty.
Uzależnienie, obsesja, pieprzona chimera.
Umysł chęcią zainfekowany.
Wzrok, ktory przenikliwie i szybko rozbiera,
Radość, łzy, rozmazane plany
Blask otulił Twoje ciało w pościeli.
Promień Cię muska, już jesteś gotowy,
By wyjść i męczyć mnie do niedzieli.
Tylko mrok był między nami.
Nagość zjadła wszelki wstyd.
A noc witała się z naszymi ciałami,
Myśli tworzyły gorący zgrzyt.
Nie było rozmów, słowa kagańce.
Tylko odgłos rozkoszy, niegrzeczne żarty
Szum pościeli ściskanej, woda w szklance
Wbijane paznokcie i naskórek zdarty.
Uzależnienie, obsesja, pieprzona chimera.
Umysł chęcią zainfekowany.
Wzrok, ktory przenikliwie i szybko rozbiera,
Radość, łzy, rozmazane plany
poniedziałek, 3 października 2016
czekam.
I cze k am, aż
Świat się posypie jak te-tri s…
Aż litery, każda z liter, każda z samogłosek, każda spół gło
ska
Coś upa dnie tak bez wła dnie
Posypie się złoty puder.
Znikną ja bło nie,
Wys chną z ognia dło nie
I czas. Pójdzie spać
Wtedy ja, zerwę z krzaków liści sok.
Znajdę wreszcie mo-o-c
By wykrzyczeć Tobie w twarz…
I ubiorę siebie w n-o-o-c
Zerknę na swój własny los
Dam umowę Ci na staż
Pokaż co maszPokaż co m-a-a-sz...
Subskrybuj:
Posty (Atom)