środa, 18 listopada 2015

Widziałam.

Widziałam las piękny, liściasty, głęboki...
zieleni w nim pełno, zapachy, widoki.
Zwierzęta w swym domu kroczyły beztrosko,
a słońce świeciło i grzało tak bosko.

Wtem nagle - dziewczyna, ranna i bosa,
biegnie i krzyczy pod niebiosa,
przebiega tuż obok i jak szalona,
potyka się o mnie, obezwładniona.

Stoję tak nadal, przyglądam się ciszy,
która w cieniu drzew leśnych kołysankę piszczy...
i mija mnie on - postawny, wysoki,
ciemne ma włosy, zielono-jest-oki.

On wraca do domu i ręce obmywa,
łazienka jest brudna, czerwona chyba..
I tu nagle coś wątek przerywa.

Znów jestem w lesie,
na kamiennej drodze...
wsłuchuję się w puls lasu, po ściółce chodzę.
I widzę w oddali coś nieznanego,
im bliżej podchodzę, tym bardziej dziwnego.
A wokół tego zebrana zwierzyna,
która swą ucztę w mig rozpoczyna.
Stoję za drzewem, coś mnie kłopota,
widzę jak On zaczyna coś kopać.
Wrzuca do dziury brudne ubrania,
gdy mnie zobaczy, twarz swą zasłania.
Po dziwnym zjawisku nie ma już śladu,
zwierzęta na sjeście po dawce obiadu.
Wracam ulicą i myślę co będzie,
widzę dziewczynę - siedzi na wierzbie.
Razem z nią płacze, macha nogami,
krzyczy, że nie zapomni latami,

Oczy otwieram, mam noc na sobie,
leżę samotnie z poduszką na głowie.
Na ustach rozlewa się faza snu, rem.
Patrzę w okno myśląc, że to zły sen.

1 komentarz: